Historia tego koncertu zaczęła się w maju 1981 roku w Meksyku. […] Weszliśmy w nocy do jednej z egzotycznych dla nas restauracji. Zaraz zwróciłem uwagę na to, że muzyka, która dobiegała do naszych uszu, nie miała nic wspólnego z tzw. muzyką knajpową. […] Rozlegała się ona jednocześnie z kilku punktów restauracji. Zacząłem bliżej przyglądać się temu zjawisku i zauważyłem, że trzy- czteroosobowe orkiestry chodzą między stolikami, co jakiś czas ktoś ich zatrzymuje, wręcza banknot i zamawia utwór. Uzgadniają szybko tonację i ten zamawiający zaczyna śpiewać, a orkiestra mu akompaniuje.
Bardzo mocno odezwało się we mnie stare jazzowe porzekadło: „Jeśli chcesz posłuchać dobrej muzyki, to sobie zagraj sam”. […] Tak powstał pomysł na koncert – marzenie mojego życia. Przez kilka lat, przy okazji spotkań w duszpasterstwach czy rekolekcji, opowiadałem o tym pozornie utopijnym marzeniu. Wszyscy z podziwem kiwali głowami, ale nikt nie podejmował się takiego zadania, aby to zorganizować. […]